Do czasu narodzin Maksymiliana uważałam, to powiedzenie na nad wyraz przesadzone, lecz w chwili ukończenia przez najmłodszego roczku, podpisuję się pod tym obiema rękami, ba nawet nogami.
Ja nie wiem jak to się dzieje, że przy prawie codziennym praniu mój kosz po postu kipi, i prosi się o włączenie pralki.
No przecież to jest jakiś koszmar, w dodatku Maksiowy zrzędził dzisiaj jak nigdy, dlatego położyłam go troszkę wcześniej i mam czas aby coś naskrobać na blogu :)
No, ale nic za darmo, zanim się rozsiadłam musiałam najpierw posprzątać kuchnię i ułożyć stertę prania, która patrzy na mnie od soboty, ale ani mi się śniło, żeby w weekend kiedy jesteśmy wszyscy razem i słońce na niebie pięknie świeci, będę je sortować i układać po szafkach. No ale dziś mi się to udało, uskromniłam rzeczy, no ale ta myśl, że wyprałam dwie pralki i trzecia jest w trakcie, aż mnie przeraża.
I teraz gdy siedzę w miarę posprzątanym domu, i piję kawę a przez głowę przewija się tysiące spraw, które powinnam jeszcze zrobić, a których już na prawdę mi się nie chcę...
No, ale czy porozrzucane zabawki to na prawdę taki bałagan :/ ???
Dlatego siedzę i zastanawiam się co będę robić jak skończę pisać... książka szydełko czy też może synek się obudzi, i będziemy się bawić super wypasionym garażem i zjeżdżać i podjeżdżać super brykami na różne piętra, aż nie wybije 13:25 i będziemy się ubierać i popędzimy po Filipka który o 14:00 kończy przedszkole, a po nim zaraz pojedziemy do babci jednej, albo drugiej, by skrócić czas do przyjścia męża z pracy ....
Jest poniedziałek kolejny tydzień pełen wyzwań i wrażeń z moimi cudownymi chłopcami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz